korczowski home page

Korczowski Atelier Photo Michel Lunardelli

Piotr Zaporowicz: Studium o Bogdanie Korczowskim

" Malarz to ktoś, kto wyraża ułamki rzeczywistości, jakie przechodzą mu przez myśl. I nie chodzi tu o ilustracje rzeczywistości : wielu artystów ilustruje teraźniejszość, przeszłość lub przyszłość. Jestem czarownikiem mych myśli… W malarstwie otaczają mnie moje własne znaki. „( Korczowski)

       Malarstwo Bogdana Korczowskiego niesie z sobą dużą dozę tajemnicy. Owa tajemnica wyraża się w symbolach i znakach, które pokrywają płótna artysty. Jego malarstwo ukazuje rytuały hermetyczne, „ma coś z szamanizmu”, domaga się swobody w posługiwaniu znakami i symbolami różnych kultur między innymi krzyżami czy gwiazdami Dawida. Owa uniwersalność znaków i symboli w obrazach Korczowskiego, związana jest z fascynacją artysty kulturą śródziemnomorską, mistyką różnych wykopalisk czy mentalnością Indian Ameryki Północnej. W tym stworzonym przez siebie świecie, artysta odwołuje się do archetypów kulturowych, do dawnych systemów piśmienniczych. Nagromadzone konstelacje znaków, często nie całkiem zrozumiałych, umożliwiają naszej wyobraźni podróż w dalekie, obce, a zarazem dziwnie znajome obszary.

      Bogdan Korczowski urodził się 29 września 1954 roku w Krakowie , gdzie zaczęła się jego artystyczna podróż w świat sztuki. Od najmłodszych lat był zainteresowany stroną estetyczną swojego życia, „formą estetycznego przetrwania…” -jak sam przyznaje.

Dojrzewał w rodzinie „dotkniętej” (ze strony ojca i matki) przez wojnę i okupację (dziadek Bogdana Korczowskiego, Wilhelm Korczowski został zamordowany w Obozie Koncentracyjnym Mauthausen -Gusen 14 stycznia 1941r.) więc w tak trudnych realiach, młody Korczowski, musiał stworzyć sobie własny świat.

Ten dziecinny świat zlokalizowany był w starej części Krakowa na ulicy Smoleńsk, skąd miał zaledwie parę kroków do szkoły podstawowej i na krakowski Rynek. „Atmosfera Krakowa, starego miasta przepełniona sklerotyczną pamięcią, miała coś z filmu Felliniego…”wspomina artysta.

     Jego pierwsze spotkanie ze sztuką  miało miejsce w księgarni ojca, który był pracownikiem „Domu Książki” mieszczącego się na rynku krakowskim .Była to wtedy jedyna księgarnia w Krakowie otrzymująca publikacje zagraniczne, w czasie, gdy rządziła cenzura. Wychodząc ze szkoły podstawowej, młody artysta chodził bezpośrednio do księgarni ojca i tam w podziemnym magazynie spędzał  czasami po kilka godzin dziennie.

Jako dziecko, nie rozumiał jeszcze języków, połykał pochodzące skądinąd książki poświęcone sztuce. Nie czytał w nich słów, ale przesiąkał ilustracjami, bawił się opakowaniem i kartonami. Bardzo szybko pojął znaczenie materii, nośnika pamięci. Książka stała się dla niego przedmiotem swojskim, kolekcjonowanym przez ojca, służącym do odgradzania dwóch pokoi.

       W 1970 roku, przedwcześnie zmarł ojciec artysty, i po zniknięciu jego biblioteki, Bogdan Korczowski zdał sobie sprawę, że własnemu życiu musi nadać wymiar artystyczny. W tym samym okresie spotkał Tadeusza Kantora, mistrza uważanego za jednego z  najbardziej twórczych artystów tych czasów.

       ”Zima 1969/1970 r. krakowscy “hippisi” spotykali się pod “Bunkrem” na Plantach. Jak było mokro i zimno chodziliśmy do niedalekiej kawiarni w Galerii Krzysztofory na herbatę, a tam w swoim kącie przy stoliku siedział często Tadeusz Kantor otoczony dyskusyjną grupą. Jego fascynująca postać i forma mówienia urzekła mnie natychmiast…” tak wspomina Bogdan Korczowski swoje pierwsze spotkanie z Kantorem.

       Twórczość i osobowość Tadeusza Kantora, głęboko naznaczyły młodego Korczowskiego, który swoją sztuką stale oddaje mu hołd, przede wszystkim poprzez wszechobecność "K", ich wspólnego inicjału. ”Jego sama postać artysty- twórcy była absolutną odpowiedzią na to pytanie ”kim chciałbym być?”, w tych młodych latach chciałem być Tadeuszem Kantorem.”-dodaje Korczowski.

 “ To był niesamowicie ciekawy człowiek, ale  bardzo  trudny w relacjach między ludzkich, wściekał się niezwykłe szybko i szybko go irrytował jakikolwiek rozmówca w dyskursach, które stawały się szybko kantorowskimi monologami. Podświadomie czułem, że ON ma rację, a nie inni…Jego sposób patrzenia na tych innych “głupków” co nie mieli zielonego pojęcia o czym on mówi…-to mnie fascynowało w tych młodzieńczych latach.”

         W 1973 roku,  Korczowski został przyjęty do Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych,  gdzie wstąpił do pracowni prof. Włodzimierza Kunza, który był bardzo tolerancyjnym  pedagogiem i niezwykle otwartym humanistą. “ W swojej pracowni traktował nas wszystkich w sposób wyjątkowy, atmosfera była rewelacyjna! Z perspektywy lat mogę powiedzieć, że dzięki tym wszystkim elementom żyliśmy pełną wolnością…, to nie był bunt przeciw PRL, ale swojska kontestacja, manifestująca się “odwracaniem się plecami” do systemu”..

       W trakcie studiów na krakowskiej ASP (1973-1978), Korczowski zajmował się równocześnie tradycyjnymi technikami (malarstwo, grafika), oraz eksperymentował ze światłami ultrafioletowymi, tworząc malarskie instalacje zatytułowane “Malarstwo świetlne”.

Na pierwszym roku studiów w 1974 roku, debiutował jako performer tworząc instalacje “Biały Rower”, którą zaprezentował na Festiwalu Szkół Artystycznych w Nowej Rudzie (1973-1975)...

„Festiwale był rewelacyjną formą wypowiedzi dla całego tego nowego młodego nurtu  kontenstacyjnego…” Lista artystów biorących udział w festiwalu była imponująca, poza młodymi twórcami znaleźli się na nim doświadczeni artyści-teoretycy tacy jak : Świdziński, Partum czy Ludwiński.Właśnie w Nowej Rudzie, Korczowski poznał Jerzego Ludwińskiego, który „odkrył” jego  twórczość. I tak, dzięki pośrednictwu Ludwinskiego w lutym 1976 roku odbyła się pierwsza indywidualna i profesjonalna wystawa, zaledwie 21-letniego Korczowskiego w Kłodzkim BWA, na której zaprezentował swoje malarstwo i grafikę. Następnie w 1977 roku Jerzy Ludwiński zaprosił artystę do Torunia, gdzie w swojej  Galerii Punkt przedstawił równocześnie grafikę Korczowskiego i instalację zatytułowaną „Malarstwo świetlne”, pokazywaną już wcześniej  na noworudzkich festiwalach i w warszawskiej Galerii Dziekanka prowadzonej przez Wojciecha Krukowskiego.

Wiosną 1978 roku Korczowski obronił dyplom na ASP i poślubił francuską studentkę krakowskiej Akademii,  paryżankę Claudine Suret-Canale. Młoda para artystów zamieszkała w Krakowie, ale niestety , w końcu lat siedemdziesiątych, gdy reżim i codzienność w Polsce stawała się coraz bardziej dokuczliwa, Korczowski, mając 25 lat wyjechał z Krakowa.

 „Połowę mojego życia spędziłem w Krakowie ,tam gdzie takie postacie jak Tadeusz Kantor czy Włodzimierz Kunz mieli na mnie ogromny wpływ. Samo miasto Kraków poprzez swój odrębny charakter jest niezwykle pobudzające do twórczości. Wielokrotność kierunków artystycznych, stare i nowe, tradycja i awangarda, są tam tak wymieszane ze nie sposób żyć bez tej swoistej "szkoły krakowskiej", która jest bardziej związana ze sposobem i stylem bycia niż rzeczywista "szkoła". Poza tym kosmopolityczny Kraków jest najbardziej zbliżonym miejscem w Polsce do kultury śródziemnomorskiej, którą sam jestem bardzo zafascynowany.”  Zdecydował, że już nie zamieszka w Krakowie, a to dlatego -jak sam twierdzi- „ … żeby móc lepiej do niego powracać. Jestem w podróży artystycznej, tutaj i tam. Jestem Polakiem we Francji i Francuzem w Polsce. To wielkie szczęście dla artysty móc porównywać kultury, konfrontacja jest absolutnie konieczna do tworzenia.”

 W  Paryżu Korczowski rozpoczął współpracę z komitetem paryskiego Salonu Młodego Malarstwa, i w okresie 1980-1981 wielokrotnie podróżował pomiędzy Krakowem i Paryżem przygotowując (według własnego scenariusza) zbiorową wystawę p.t. „Młodzi artyści z Krakowa”. Niestety w 1982 roku nie doszło do pierwszej zapowiedzianej prezentacji „Młodych…”, z powodu wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Następnie w latach 1983-1987 dzięki usilnym zmaganiom i staraniom Korczowskiego wystawa doszła do skutku. Na tych corocznych „Salon de la Jeune Peinture” w Paryzu w grupie „Mlodzi z Krakowa” wystawiali m.in. tacy artyści jak: Marek Chlanda, Artur Tajber, Piotr Grzybowski, Maciej Toporowicz, Miroslaw Rogala, Włodzimierz Kaźmierczak, Łukasz Skapski oraz Pawel Chawiński. Równocześnie Korczowski wstąpił do École Nationale Superieure des Beaux-Arts do pracowni prof. Abrahama Hadada.” Ten niezwykle miły i ciepły człowiek…” – jak wspomina Korczowski, pozwolił mu na ” powolną ewolucję, zdeformowanej przez polityczną rzeczywistość osobowości.” Ta „deformacja” osobowości spowodowana była ogłoszeniem 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego w Polsce, przez co, artysta został odcięty od Krakowa jak mówi pozostał „Sam na sam!”

Ta wieloletnia izolacja, (z Polska) została przerwana jesienią 1985 roku,  kiedy z inicjatywy Izabelli Gustowskiej, pokazał swoje prace w Galerii ”ON” w Poznaniu.

       Pracując w paryskiej pracowni prof. Hadada artysta, miał nieograniczone laboratorium do swoich działań twórczych, używał logiki malarskiej łącząc serigrafię z litografią, eksperymentował z kolorem. Doświadczenia wyniesione z pracowni były dla Korczowskiego, ogromnym krokiem w kierunku późniejszego malarstwa. „…pobyt w Paryżu otworzył mi techniczną możliwość pogłębienia mojej wiedzy i głębszej analizy samego śródziemnomorskiego świata i ŚWIATŁA, które jest nierozłączne z kolorem, czyli słońcem i południem !”..

W 1985 roku Korczowski zrealizował  swój dyplom w paryskiej Akademii, a  w  1986 roku otrzymał nagrodę w postaci stypendium Rady Regionu Paryża (Conseil Regional d’Ile –de –France). W 1988 roku, artysta został stypendystą Fundacji Pollock–Krasner w Nowym Jorku, Jednak do Stanów Zjednoczonych trafił już dwa lata wcześniej gdyż w 1986 roku Muzeum Polskie w Chicago zaprezentowało wystawę jego prac.(kurator wystawy Jacek Nowakowski) Przebywając w Nowym Jorku, poznał Colin’a de Land, który prowadził słynną „American Fine Art Gallery”. Przedstawił mu swoje prace, które marszand uznał za interesujące, lecz swym charakterem nie odpowiadały profilowi jego galerii, prezentującej tylko amerykańskich artystów. Mimo to spotkanie zaowocowało, nawiązaniem kontaktów z licznymi osobami, dzięki których propozycji Korczowski  otrzymał stypendium z Fundacji Pollock-Krasner, jako drugi Polak (po Franciszku Starowiejskim).Będąc już stypendystą został zaproszony przez Frank Bustamente Gallery, która zaproponowała mu stałą współpracę.

Przez całe dziesięciolecie (1986-1995) Korczowski, regularnie podróżował między Paryżem a Nowym Jorkiem, (gdzie wielokrotnie wystawial) lecz nigdy nie zamieszkał na stałe w Stanach Zjednoczonych.

        „Moje całe życie jest podróżą”- stwierdza artysta w rozmowie  z Marianne Boileve opublikowanej na łamach czasopisma „Exit”.” Gdy miałem 15 lat, odkryłem w sobie powołanie do malarstwa. Wówczas to wyobrażałem sobie malarza jako wiecznego podróżnika. Ciekaw byłem świata wokół mnie. Nie potrafię żyć bez podróży, z góry myślę o każdej z nich. Ciekawość podróży pobudza mnie. I właśnie to podróżowanie związane jest we mnie z pamięcią. Cale życie codzienne tez jest pamięcią. Gdy podróżujemy, jednak czynimy wszystko inaczej. Musimy przyswoić sobie odmienny rytm. I w takich chwilach również nasza percepcja staje się różna.” I rzeczywiście, Korczowski w poszukiwaniu inspiracji przemierza kule ziemską. Fascynuje go kultura śródziemnomorska, od południa Francji, Włoch, Sycyli do Grecji i Turcji przez Tunezje, Maroko. Artysta wędruje po śladach i ruinach Bizancjum czy Imperium Rzymskiego. „…Zwiedziłem dużo wykopalisk archeologicznych w Basenie Morza Śródziemnego. Często znajdowałem się przed kamieniami pokrytymi nieczytelnymi napisami. W takich wypadkach można doświadczyć bardzo silnych wrażeń, nawet jeżeli naprawdę inskrypcja to tylko antyczna deklaracja podatkowa. Myślę, że w obliczu dzieła nie trzeba starać się zrozumieć, ale przede wszystkim odczuć.” Wielokrotnie przebywał na Saharze, gdzie, mógł oddać się kontemplacji, analizie stanu samotności z samym sobą i estetycznej refleksji.

      Będąc w Stanach Zjednoczonych, w centrum pustynnej Newady „bada” mentalność Indian Navajo. Po tych nieco surrealistycznych spotkaniach Korczowski zrozumiał, że artysta jest w pewnym sensie szamanem, który tworzy swój własny język, ”Nikt, poza  samym artystą, nie zna alfabetu przydatnego do odczytania obrazu.”

Niezwykle wrażliwy na kolory otaczającej go natury, zmieniające się pod wpływem światła, stwierdza : „Pragnę światła, zawsze różnego, zmieniającego się, które nigdy nie będzie jednakie. To właśnie dlatego jestem zafascynowany miejscami na pustyniach na drugim końcu świata, gdzie znajduje elementy potrzebne mojej sztuce. Połyskowi bieli może się tylko równać w Deatch Valley cisza, która ja otacza. Błękit nieba na południu jest tam prawie czarny, taki, że można tam zobaczyć gwiazdy. Można by pomyśleć, ze się powróciło do dnia Stworzenia Świata. "

„ Są podróże introspektywne, intymne, które należy przebyć. Narzucając się nam nagle, bezwzględnie, jednoznacznie. I to akurat na całkowitym pustkowiu odnajdujemy się twarzą wobec świata, wobec siebie. Być tam, nie być nigdzie. Błądzenie mentalne. Majaczenia zbłąkanego podróżnika? Trzeba przemierzyć Saharę wewnętrzna, pogodzić się ze śmiercią z pragnienia, żeby zrozumieć rzeczy, sens życia, swojego życia.”

 Jednak wybór pozostania w w Europie między innymi związany był z dziećmi Korczowskiego urodzonymi we Francji (Diana w 1980 i Louis w 1989 roku). Mimo wielokrotnych propozycji zamieszkania w Nowym Jorku Korczowski uważa że życie w Paryżu to najlepszy wybór. Tutaj, artysta związany jest z Galerią Nicole Ferry, w której regularnie wystawia przez dwadziescia lat i jak sam stwierdza - „Ta regularność pomaga mi utrzymywać dyscyplinę w pracy, ale nigdy nie malowałem „na wystawę”, mówiąc precyzyjniej, nie maluję aby sprzedawać tylko sprzedaję, żeby malować. Żyć ze swojej pracy twórczej to tutaj ogromny przywilej.”  Na swoim koncie, Korczowski ma około o setki wystaw indywidualnych, a Instytut Polski w Paryżu  zorganizował artyście trzy indywidualne wystawy. Jednak niewątpliwie,  jedną z ważniejszych wystaw dla samego artysty, była jego wystawa indywidualna w warszawskiej Zachęcie w czerwcu 1989 roku.

      Dzisiaj Bogdan Korczowski żyje w swoim atelier na wzniesieniach Belleville w Paryżu, myśląc o dalszych podróżach, innych spotkaniach i innych językach.

       W życiu artystycznym Bogdana Korczowskiego szczególne miejsce zajmuje postać Tadeusza Kantora. To on pokazał Korczowskiemu jak trzeba postępować, by być artystą. „Całe moje życie jest moim dziełem, tego się nauczyłem od Tadeusza Kantora.” - wspomina artysta. Stał się dla młodego twórcy mistrzem duchowym.

Podczas prezentacji teatru „Cricot 2” w „Krzysztoforach”, Korczowski obserwował osobowość krakowskiego artysty od wczesnych lat 70-tych, lecz tak naprawdę uniwersalność i multimedialność jego dzieła zrozumiał dopiero wiosną 1975 roku w trakcie prób „Umarłej Klasy”....„To był prawdziwy szok estetyczny. Znałem już poprzednie spektakle jak „Kurka wodna”, „Nadobnisie i Koczkodany”, ale to jeszcze było związane z Witkacym. „Umarła klasa” to był po prostu szok, ekstaza estetyczna, przejście w inny wymiar…” – wraca pamięcią Korczowski.

        Tadeusz Kantor posiadał charyzmat przywódcy, proroka – potrafił gromadzić wokół siebie innych twórców i zarażać ich entuzjazmem. Dla jego postawy najważniejsza była żarliwość i bezwarunkowa wiara w sztukę. Jego fascynująca, agresywna osobowość zjednała mu wiernego wyznawcę w postaci Bogdana  Korczowskiego. Warto więc w tym miejscu spojrzeć bliżej na postać Tadeusza Kantora oraz przedstawić wpływ jego osobowości i działań twórczych na Korczowskiego.

       W pejzażu polskiej sztuki Kantor jest ważnym symbolem, niejako twórcą-emblematem XX wieku. Na kolejnych etapach jego artystycznej biografii można się uczyć historii sztuki współczesnej - jej odkryć i złudzeń, jej poszukiwań i ambicji. Twórczość Kantora pokazuje też na czym polega etyczna lekcja prawdziwej awangardy: wierność bezustannej kreacji, ciągły niepokój ryzyka, przekraczanie siebie. Wybór jednej sprawdzonej konwencji to groźba skostnienia, artystyczny oportunizm. Mimo to, jakby wbrew presji nowatorstwa, Kantor przez cały czas dążył w sztuce do „wielkiej syntezy”. Osiągnął ją właśnie w spektaklach „Teatru Śmierci”. Pamiętając wszystkie wcześniejsze etapy twórczości, nawet z pozoru błahe, mniej udane, stają się ważne jako kolejne szczeble w drodze do spełnienia. Pokazują jak Kantor myślał, jak się rozwijał, skąd czerpał inspiracje. Musiał próbować różnych dróg, eliminować ślepe uliczki, sprawdzać pojemność własnej wyobraźni. Z perspektywy „Umarłej Klasy” czy „Dziś są moje urodziny”, kapryśna zmienność artysty jawi się jako postawa konsekwentna i w pełni świadoma.

       Jego ewolucja to piękny proces dojrzewania artysty, który porzuca obowiązujące mody, przestaje rozglądać się nerwowo po świecie - i „wraca do domu”, zaczyna szukać w sobie, we wspomnieniach z dzieciństwa, w symbolach polskiej, romantycznej tradycji. Paradoksalnie - to właśnie „prowincjonalizm” i prywatne mitologie okazały się właściwą drogą artystyczną. Nie gorączkowa, rewolucyjna pogoń „w przód”, lecz podróż „w głąb” własnej pamięci i wyobraźni.

      Dlatego też dla Bogdana Korczowskiego ta podróż „w głąb” własnej pamięci, wyobraźni, stała się głównym bodźcem, impulsem procesu twórczego. Materia jego obrazów wyraża zawiłe sploty pamięci jako archiwum. „Byłem urzeczony jego sztuką, ponieważ pamięć i przeszłość były dwoma obsesyjnymi wymiarami w jego pracy. Dla niego życie to rodzaj śmietnika. Otóż w tym śmietniku skrywa się skarb ludzkości”. - wyznaje Korczowski.., którego Rafał Solewski, krytyk z Krakowa, umiejscawia pomiędzy  dwiema kulturami : polską, przesiąkniętą charakterystycznymi dla niej, uwarunkowanymi historycznie symbolami emocjonalnymi, i zachodnią, bardziej formalną, a przede wszystkim konceptualną:

" Współczesny człowiek zachodu, szuka przede wszystkim estetycznych wrażeń. Dostrzega mianowicie kompozycje obrazu, grę linii i plam, stopniowe przemiany lub kontrasty kolorów. Tymczasem Polacy wciąż chcą wyjaśniać znaczenie symboli, odczytywać treści zakamuflowane, jakby wciąż przed kimś ukryte, adresowane nie tyle do zmysłów, co do umysłu i uczuć.(…). Korczowski uświadamia różnice, która wciąż istnieje pomiędzy światem symboli, a krainą estetycznych doznań”.

       W 1990 roku zmarł Kantor. Jego sztuka okazała się świadectwem osobistym, a zarazem uniwersalnym. Korczowski po śmierci Kantora złożył hołd swojemu duchowemu mistrzowi, tworząc instalacje zatytułowaną: „Kartonteka”. „ Inspiracją  był ten tragiczny moment odejścia Kantora. „Kartonteka” jest formą estetycznego archiwum mojego własnego życia artystycznego. Kiedy rozpocząłem „Kartonteke” w grudniu 1990 roku, przyjęło to niewątpliwie rodzaj estetyczno-plastycznej  korespondencji  z Mistrzem żyjącym we mnie samym czyli z samym sobą .“

 Malarstwo Bogdana Korczowskiego często hermetyczne, głęboko skupione jest na wewnętrznej tajemnicy.. Symbolika zawarta w obrazach Bogdana Korczowskiego, niesie z sobą element tajemniczości, więc definiowanie tego zjawiska w jego twórczości jest dość kłopotliwe. Sam artysta, chętnie widzi siebie zdemaskowanego “Jeśli komuś uda się rozszyfrować to pismo, tym lepiej!.” On maluje tylko dla siebie, „zamyka się”, uprzednio się wycofawszy od definiowania własnej sztuki, w której mieści się uniwersalna symbolika. Owa uniwersalność znaków i symboli w obrazach Korczowskiego, ściśle związana jest z kulturą europejską. Artysta podkreśla miejsce swojego urodzenia. „Urodziłem się w środkowej Europie, pochodzę z małego kontynentu wielu kultur…” To Kraków, w swym kulturowym bogactwie stał się miejscem wypełnionym znakami i symbolami przenikających się religii,  z których Korczowski czerpie inspirację do swojej twórczości

       Symbole i znaki  przejawiają się w różnych dziedzinach kultury, a studium tych zjawisk – społecznego i ideowego mechanizmu ich powstawania, ich życia i przekształceń – łączy rozmaite dyscypliny naukowe poświęcone badaniom człowieka, jego myśli, wierzeń, obyczajów i twórczości. Wielu historyków kultury, którzy zajmują się studiowaniem powszechnie występujących symboli, mitów i obrazów,  twierdzi iż: „symbole, znaki, mity i obrzędy podlegające upowszednieniu bądź też spontanicznie odkrywane ujawniają zawsze ostateczną sytuację człowieka, a nie tylko sytuację historyczną; sytuację ostateczną, to znaczy sytuację, jaką człowiek odkrywa uświadamiając sobie swe miejsce we wszechświecie”.. Taką teorię głosił historyk religii Mircea Eliade, dla którego obrazu i symbolu – nie czyniąc na ogół pomiędzy nimi różnicy- nie można przetłumaczyć na pojęcia - trzeba je przeżyć. Gdy stajemy przed obrazami Korczowskiego nasuwa się analogia związana z twierdzeniami Eliade’a. Po pierwsze Korczowski jest świadomy swego miejsca we wszechświecie, lecz ta świadomość istnienia jest tragiczna, jak sam stwierdza:. Wzruszyły mnie zdjęcia przesłane z satelity, które ukazywały chmury i burze na naszej planecie. Widać było cyklon. Dla mnie było to twórcze odkrycie, cos jak odkrycie Galileusza obecności gór na Księżycu. Oczywiście, wszystko to istniało na długo przed Galileuszem, i na długo przede mną. Tak to docieram do pewnego momentu, gdzie moja obecność we wszechświecie - w nim - jest w pewnym sensie tragiczna, ponieważ nie ma ona żadnego znaczenia...”

Po drugie artysta „odsłania” nam w twórczości „Kartonotekę” swej podświadomości w której krzewi się nadal mitologia. Jego twórczość staje się mapą, w której legenda ujawnia zapisane uniwersalne znaki i symbole kultury europejskiej. Jak pisze Eliade: „Najpowszedniejsze istnienie roi się od symboli, znaków, człowiek najbardziej „rzeczowy” żyje obrazami.”

       Istnienie w obrazach Korczowskiego symboli i znaków można wyjaśnić analizując wyniki psychoanalitycznych studiów Junga i jego kontynuatorów. Owe badania  sprowadzały fakt przedstawień symboli w sztuce różnych epok, ludów i kręgów kulturowych do niezmiennej struktury ludzkiej psychiki. W sformułowanych  hipotezach Junga, mówi się o układach odciśniętych na organizmie, które są odziedziczone w strukturze mózgu. Jung był przekonany , że posiada dowody na spontaniczne wytwarzanie danych układów w snach i fantazjach jednostek, które nie miały – o ile wiadomo – dostępu do kulturowych produktów, w których takie układy znalazły swój wyraz.   

         Wśród symboli i znaków, jakie przekazują dzieła sztuki, znajdują się takie, w których formułowany bywał stosunek ludzi do najbardziej podstawowych problemów egzystencji, a które, w rozmaitych okolicznościach i na różnych etapach życia społecznego, pozostają w dużej mierze te same i wiążą się z rolą instynktów, lęków, duchowych ambicji, „z dążeniem do władzy nad innymi, z motywującymi tyle ludzkich poczynań namiętności i pożądaniami, a wreszcie – z cierpieniem i lękiem śmierci.” Właśnie zjawisko śmierci było bezpośrednim impulsem do stworzenia „Kartonteki” przez Bogdana Korczowskiego, w szczególności utrata największego mistrza duchowego jaki był dla artysty Tadeusz Kantor, stała się inspiracja do stworzenia swoistej „ściany” obrazów. Artysta umieszcza na niej symbole, znaki, koperty, krzyże i trójkąty. Równocześnie zaciera ich konkretny kształt pokrywając je „grubo” spływająca farbą, która wyrażać może w swym charakterze żałobną kapę. Równocześnie Korczowski prowadzi wewnętrzny dialog ze swą duszą lub sumieniem nadając mu uzewnętrznioną formę w postaci obrazów, które z niego wypływają. „W tym jest obsesja i subiektywizm, ponieważ to wychodzi ze mnie. W swej pracy nie jestem wykonawcą zamówień. Tworzę dzieło całkowicie własne, bardzo subiektywne. Prowadzę dialog z samym sobą, moją sprawą jest zatem komunikowanie się z sobą. To komunikowanie się jest bardzo abstrakcyjne. Otacza mnie świat wewnętrzny, który niejednokrotnie pozostaje w oderwaniu od rzeczywistości.”

 Wewnątrz tych obrazów istnieje obiektywna konstrukcja czegoś stałego. Prace objęte są cyklami, występują w seriach, a mimo to każdy obraz zawiera pewne oddzielne znaki, symbole, hieroglify. Wszystkie one są znakami tworzącymi równowagę w jego malarstwie, posiadają coś subiektywnego co umieszcza na swych płótnach ze stałością obsesji. Owe prowadzenie dialogu artysty z własnym sumieniem sięga korzeniami w sztuce późnoantycznej, w której dialog człowieka ze swą duszą uzewnętrzniał  formę rozmowy z postacią alegoryczną, niejednokrotnie działającą na rozmówcę w sposób inspirujący.

       Ciekawym aspektem prac Bogdana Korczowskiego jest dyskretna tajemniczość, ukryta pod symbolami i znakami oraz „krzyczącymi” barwami. Na  różne typy krzyży i gwiazd, zamknięte koperty, kształty piramid, artysta nakłada drobne znaki układające się jak pismo, hieroglify, które tworzą równoległe rzędy w kompozycji obrazu. Ta wielowarstwowość, złożoność jego prac potęguję tajemnice jego dzieł, stworzoną językiem nieznanym i nieuchwytnym tworząc swoistą  Speculum maius – obraz świata widziany w symbolicznym hermetycznym zwierciadle.

Paradoksalnie  sam Korczowski tworząc obrazy nacechowane „enigmą”  twierdzi, że w obliczu dzieła sztuki nie trzeba starać się zrozumieć, ale przed wszystkim odczuć. Dla niego nie ważny i nie istotny jest mistyczny czy magiczny kontekst znaku, symbolu. On przygląda się ich postaci graficznej i to ona go inspiruje. Ważne dla Bogdana Korczowskiego są słowa Bruno Schulza, który twierdził, iż: „Sztuka nie jest rebusem, do którego klucz jest gdzieś schowany, a filozofia nie jest sposobem na rozwiązanie tego rebusu.”(List B. Schulza do S. I. Witkiewicz)

  „ W twórczości granica między przeżytym a wyobrażonym jest trudna do ustalenia. Wyobrażenia często definiują doświadczenie, by z kolei z doświadczenia czerpać nowe impulsy. Tak jest w twórczości Bogdana Korczowskiego, którego malarstwo nieprzedstawiające zawiera wiele bogatych treści, sensów głęboko ukrytych, zaszyfrowanych w znakach, które powoli, ale nigdy w pełni  odkrywają swoją tajemnicę.”

Tak o twórczości Bogdana Korczowskiego pisała Barbara Askanas, historyk sztuki i krytyk artystyczny pracujący m.in. w Musée d’Art. Moderne de la Ville de Paris.

       Spotkanie z twórczością Bogdana Korczowskiego, implikuje jego odbiorcy skrajne uczucia estetyczne a nawet fizyczne. Obrazy Korczowskiego potrafią przeniknąć widza na wskroś. Heloise Hautemaniere  tak opisuje pierwszy kontakt, pierwsze „zatonięcie” w morzu obrazów, które wypełniają atelier Korczowskiego:

„Kiedy wróciłam z atelier Korczowskiego po raz pierwszy, natychmiast ogarnął mnie dziwny niepokój. Od tych obrazów i zapachów rozbolała mnie głowa. Później zrozumiałam, że dzieło Korczowskiego to jedna wielka migrena. Płótna działały na mnie agresywnie tak liczbą, jak ich tonacją. Nieład obrazów, pędzli i szmat przygnębiał mnie. Moja ochota, by opuścić to miejsce, nigdy tam nie powrócić, uciec przed tym gwałtem była naprawdę ogromna... Jednak coś silniejszego przytwierdzało mnie do podłogi , nie pozwalało wykonać żadnego ruchu. Olbrzymi, złowrogi obraz na ścianie zdawał się na mnie patrzeć. Kadr wyjęty z jakiegoś kościoła: "Usiąść, wziąć oddech, przetrawić, nie próbować zrozumieć, tylko pozwolić się porwać obrazowi.”

Korczowski w swym warsztacie malarskim pozostał wierny malarstwu olejnemu, obecnie dla wielu twórców jest to coś bardzo rzadkiego,  mgliście archaicznego. Jednak gdy zanurzymy się w tym świecie, po stwierdzeniu, iż pułapka pokryta kolorami i materią, się zamknęła, możemy poczuć narastającą pewność, że wdaliśmy się w przygodę paradoksalnie nowoczesną.

       Dla Korczowskiego bycie artystą oznacza wieczną tułaczkę, w poszukiwaniu identyfikacji z tym, co pozostawia za sobą, „aby idąc dalej odnaleźć się w  nieokreślonej przyszłości.” Nie zajmują go rzeczy znane stereotypowe,  skonwencjonalizowane,  On poszukuje  nowego, innego, indywidualnego. W owej tułaczce-ucieczce towarzyszy Korczowskiemu sztuka, która jest świadectwem współczesności jest listem wysłanym w świat.

       Reminiscencje owej idei odnajdujemy we wczesnym cyklu obrazów „Listy” ,gdzie artysta umieszcza na swych płótnach wyolbrzymione symbole i ideogramy, np: otwarte i zamknięte koperty, wypełnionych chaotycznym pismem. We wcześniejszych obrazach często występują drobne znaki układające się, jak pismo, w równoległe rzędy, nałożone na właściwą kompozycje niczym przesłona.

„W pracach tych Korczowski rozpoczął specyficzną grę z widzem, adresatem jego korespondencji. Dominująca materia i forma malarska, pod którą jakoby się ukrywał komunikat, uniemożliwia odczytanie porządku liter a nawet całych zdań. Artysta  sugerując list, zacierał jednak indywidualny przekaz. Jednocześnie wtłaczając w swe listy prócz pisma i elementów malarskich najprostsze figury geometryczne takie jak: kwadrat, krzyż, trójkąt, nadawał komunikatowi sens uniwersalny.”

Owe figury geometryczne posiadające swą statykę zostały ożywione przez zestawienie z rozlanymi plamami, wykonanymi gwałtownym ruchem pędzla i przezierającymi spod nich akcentami bieli, czystej barwy żółtej, czerwonej. Dzięki nim obrazy zyskują wrażenie świetlistości i iluzji planów.

Mimo zacierania geometrycznych granic figur, są one na tyle wyraźne, aby na tle pisma zrozumieć ich powszechne odniesienia.

„Indywidualna tułaczka malarza w świecie znajdowała swe uzasadnienie w wędrówce po uniwersalnych znakach sztuki.” Przedmiotom z natury kojarzącym się z lekkością  papierowego stateczka i kopercie na list przypadł do podźwignięcia ciężar brunatnego tła. Obwiedzione czarnymi konturami wzbudzają posępny, groźny nastrój. Płótna Korczowskiego posiadają wizualny ciężar. „Te ogromne krzyże, gwiazdy i hieroglify mimo, że w pewien sposób agresywne, mają w sobie coś pozytywnego. To jest, mój stosunek do świata zewnętrznego i jestem za to absolutnie odpowiedzialny.” -stwierdza Bogdan Karczowski, dodaje: „Uważam, ze mam prawo do posługiwania się jakimkolwiek symbolem powstałym na tej planecie. Posługuje się nimi jak dawniejsi szamani. Ich metodą było tworzenie własnego alfabetu znaków z elementów gotowych takich jak Natura. Oczywiście mówimy tu o estetyce plastycznej, a nie mistycznej czy religijnej. Malarstwo jest rodzajem kaligrafii i pisma. Ale zamiast słów używam symboli plastycznych. Często symbol jest tu ostry i agresywny, ale jego energia jest pozytywna. Ta energia to SZTUKA.

"Pozytywne" jest słońce (stymuluje życie), a równocześnie agresywne. "Pozytywny" jest ocean, z błękitnym, nieskończonym horyzontem i bardzo groźnymi falami. "Pozytywny" jest przepiękny łańcuch ośnieżonych Alp, z nieograniczona agresja lawin. "Pozytywne" jest życie, które musi skończyć się śmiercią…”

       Korczowski chętnie widzi siebie zdemaskowanego…” jeśli komuś uda się rozszyfrować to pismo, tym lepiej!” …wydaje się poddawać elementy interpretacji, jednocześnie zacierając ślady, pozostawiając nas w stanie pomieszania słów,  liter, znaków, tak jakby chciał nas ostrzec przed zbytnim zuchwalstwem kreatorów, którzy chcieliby posiąść tajemnicę języka („Wieża Babel”), którzy pragnęliby przekroczyć granice nieujawnionego.(„Kto ujawni sekrety sztuki, tego trafi apopleksja” – słowa Arnolda de Villanova, 1235 – 1312).

       Równocześnie z cyklem „Listy”, artysta stworzył cykl obrazów „Listy do Malewicza”, które  wynikały z „pedagogicznej” analizy historii malarstwa jednocześnie były formą hołdu złożonego Malewiczowi, który zbudował podwaliny sztuki abstrakcyjnej we wczesnych latach XX wieku.”…oddałem mu hołd jako artyście, który pod koniec swojego życia był bardzo mistycznie nastawiony…”

       W tych cyklach „Listy” Korczowski prowadził swoistą grę z widzem (czytelnikiem jego listów), „zawieszając” odpowiedź na uniwersalne pytanie dotyczące sensu sztuki, na pytanie o indywidualne przeżycie podjętej wędrówki. ”Konfrontował nas po prostu ze schematem znaku, z grą malarską form i kolorem, z własną wyobraźnią....

 Pozniej Korczowski namalował serię płócien zatytułowanych „ Przejście przez pustynię”.

W nich wśród zagęszczonej materii farb pojawiają się fragmenty dziwnej architektury, niby labirynty, wieże, obok nich nieznane symbole i znaki , a dalej formy wolumetryczne jak wirujące kule, podwójne graniastosłupy itp.

       W obrazie „ Nieznane” płótno podzielone jest na strefy, z których każda zdominowana jest przez jej tylko właściwą formę stereometryczną. Tym razem świat przechowuje swoją tajemnicę, jest trudny do ogarnięcia wzrokiem i myślą. Jawi się w sposób niespójny, fragmentaryczny, wśród niepowiązanych form. Artysta zna tajemnicę sztuki, choć jako jej strażnik nie mógł tego w „Listach” ujawnić. „Przejście przez pustynię” to podróż w nieznane.

„Tej podróży Korczowskiego nie można sprowadzić do prostego opisywania doświadczenia. Tam gdzie wiedza nie jest wystarczająca, gdzie rzeczywistość stawia opór wyobraźni, artysta rozpoczyna powrót i penetrację do wlasnego świata,”...

Twórczość Korczowskiego cechuje pewna ambiwalencja. Artysta odsłania wiele stron swego doświadczenia, ale nie wszystkie; dużą ich część pozostawia w ukryciu. Ujawnia formę swoich obrazów aby zatrzymać dla siebie znaczenie; lub też narzuca określony sens aby podważyć konwencjonalną formę.

 Przykladem jest   „Kartonoteka”,  wykonanych jako gigantyczna instalacja.     Bezpośrednim impulsem do stworzenia „Kartonoteki” była wiadomość o śmierci Tadeusza Kantora. „Początkowo chciałem mu złożyć hołd, zbudować gigantyczną klepsydrę, potem zamieniło się w coś rodzaju, "ściany", albo w "korytarz" do mojej wyobraźni. Dałem tam wszystko, co się we mnie dzieje, to znaczy, estetycznego i intelektualnego. Ten niesamowity bagaż wyobraźni, który nosze w sobie, urealniłem w tej instalacji” -wyznaje Korczowski.

       Instalacja oparta jest na montażu okolo 250 obrazów zrealizowanych na kartonach pakunkowych z zachowanymi z tyłu oryginalnymi napisami . Owa instalacja stała się dla Korczowskiego artystycznym ogrodem żyjącym własnymi prawami. Pewne fragmenty "odchodzą" (są zniszczone lub zakupione), a na ich miejsce pojawiają się nowe. „I tak to trwa...żyje .”-dodaje artysta. ..Wyglądają, jakby je tępym narzędziem wycięto z jakiegoś wielkiego kawałka ściany czy muru. ” Kiedy ktoś inny patrzy na te instalacje, to widzi najprawdopodobniej zupełnie cos innego co ja ,autor. Po pierwsze: dla każdego jest inna, własna percepcja kolorów; po drugie: to samo z liniami poziomymi, pionowymi, odbieranie kompozycji, itd. Po trzecie: wielkość pracy (kiedyś zbudowałem instalację "Kartonteka" o długości ponad 20 m i ok. 3m wysokości), nie pozwala na objęcie całości, co zwiększa reakcję na "fragmenty" tej pracy. Po czwarte: symbolika dla każdego ma inne znaczenie, Itp. Widz a obraz, to przecież cały Teatr!”

        Przyglądając się „Kartontece” może nasuwać się skojarzenie z kolażami strukturalistów, naskalnymi rytami, subkulturowym graffiti. Wiele prac ma swoje źródło w sławnych ambalażach i asamblażach Kantora: naklejone papierowe koperty, czapki, statki. Pojawiają się na nich zrobione za pomocą szablonów inicjały Kantora, napisy: „Love Kantor”, „Dead Kantor”, „Kantor est Mort”.

„Nie treść jednak przykuwa spojrzenie w tych pracach, ale ukryta pod pozorem spontaniczności i "surowości" - efektowna elegancja.”

       Tektury te pokrywa nakładana grubymi warstwami olejna farba. Substancja malarska płynie, ścieka zgodnie z prawem grawitacji, spływa szerokimi  „strumieniami ", dając wrażenie pewnej zamierzonej przez malarza przypadkowości. „Korczowski wydaje się orać z trudem gleby przesycone błotnistym mułem lub, przeciwnie, kaleczyć głęboko pobrudzone, jałowe nieużytki.”  Gdy obrazy ogląda się z bliska, ich powierzchnia wygląda jak skorupa usiana wulkanicznymi kraterami. Gdzieniegdzie, fragmentami, wyłania się spod farby nagi, surowy, brązowawy karton, często zagięty, lub przedziurawiony, co mimowolnie potęguje ekspresję kompozycji. Te dziesiątki kartonów wystawione razem są kontrastowe, a często zaskakujące zestawienia rozbijają jedność kompozycji tego swoistego "muru" prac.Żadne z tych dzieł nie jest opatrzone datą, co uniemożliwia w ten sposób dokonanie jej  klasyfikacji chronologicznej. Tutaj czas i pamięć krzyżują się permanentnie i wymieniają swoje znaki poprzez działania przelotne i przypadkowe, „… moja twórczość jest rodzajem "zapisu" tej rzeki obrazów , która ze mnie wypływa.”

Próbując objąć wzrokiem ogrom „Kartonteki” objawia nam się wyraźnie wielki głód tego malarza, który nie ma czasu do stracenia i pragnie aby jego ostatni obraz pojawił się jak najpóźniej .”Istnieje pilność absolutna, ponieważ każdy musi umrzeć!”

 Wielokrotnie odbiorcy sztuki Bogdana Korczowskiego dyskutowali na temat

„ symbolizmu abstrakcyjnego”, w którego ramy wpisano twórczość artysty. Szczególna intensywność owej dyskusji rozgorzała po wystawie Korczowskiego w Zachęcie, która była całkowicie oparta na abstrakcyjnych znakach. Niejednokrotnie pytano twórcę o interpretację swoich obrazów. Praktycznie Korczowski nigdy nie zabierał głosu, zostawiając innym analizę swoich prac. „Pewne opinie były słuszne a inne zupełnie przypadkowe.” - twierdzi artysta.

Z drugiej strony wielokrotnie dostrzegano w obrazach Korczowskiego pewną „zmysłowość”. Zestawienie owych pojęć sprowokowało twórcę, do podjęcia analizy własnej twórczości, z której  zrodziła się „Fototeka”.

       W połowie lat 90-tych Korczowski zrealizował pierwszą serię polaroidów przedstawiających fragmenty ciała ludzkiego i wymieszał je ze swoim malarstwem i symbolami jak krzyże czy gwiazdy. W Galerii Selmersheim w Paryżu po raz pierwszy wystawił „ Fototekę”, instalację, która swym tytułem i formą ekspozycyjną nawiązywała do prywatnego archiwum artysty- „Kartonteki”. „Cała galeria była wypełniona około 150 pracami z polaroidami i na otwarciu słyszałem zupełnie inne komentarze obserwujących moje prace z dystansu kilku metrów i tych, którzy obserwowali prace z bliska

(…)Niektórzy widzą w nich wyłącznie zdjęcia nagich kobiet, podczas gdy inni postrzegają dzieło w całej jego złożoności. Zawsze są dwa poziomy percepcji dzieła. Z daleka „Fototeka” przypomina moje obrazy. Z bliska to coś zupełnie innego.” - tak sam artysta opowiada o swoich pracach.

Sensualna kompozycja obrazów wraz ze zdjęciami polaroidowymi tworzy pożądaną przez twórcę dwoistość prac, a ta z kolei wpływa na konieczność subiektywnej interpretacji dzieła. Polaroidy w jasny sposób przedstawiają, pokazują. Są figuracją. Odbitka polaroidowa jest unikalna, nie można z nią nic specjalnego zrobić. Korczowski nie używa polaroidu jak fotograf ale jak malarz, używa to medium jak pędzla i farby równocześnie, realizując setki zdjęć i klejąc je na obrazie z farbą. „Mały format polaroidu narzucał mały format obrazu, ale obsesyjność pracy nie pozwoliła mi się zatrzymać. Doszedłem do punktu, w którym kilkadziesiąt polaroidów zagubiło się w samej masie początkowo kilkudziesięciu, a potem setki obrazków jako instalacji. Sprowokowałem i zbudowałem sytuację malarsko-fotograficzną, którą z daleka odbieramy jako malarstwo, a która patrząc z bliska zmienia się w sytuację fotograficzną(…)Te polaroidy pokazują rzeczy proste i surowe. Nie ma na nich postaci wprost, moje ciała kobiet pozostają bez twarzy.” Korczowski nie pokazuje ciała kobiety jako przedmiotu kontemplacji i zachwytu, jemu chodzi o kobietę podzieloną na części, pokawałkowaną, ukazaną w mnogości swoich kolejnych odsłon, ubrań, powabów, nastrojów, póz. „Bogdan Korczowski ukazuje niemożliwy do pokazania charakter dystansu, spojrzenia i w konsekwencji, niemożność namalowania twarzy, stworzenia portretu.”  Artysta zdecydowanie i ostentacyjnie pokazuje nam sensualność. „Wprowadzając w „Fototece” opozycję pomiędzy abstrakcją i figuracją, twórca ponawia próby zmierzające do usytuowania się w połowie drogi między ekspresjonizmem i introspekcją.” Równocześnie Korczowski wprowadza nowy środek wyrazu łącząc malarstwo z fotografią, „ szybkość kliszy fotograficznej wdzierającej się do wieczności malarstwa, pojmowanego jako skóra dzieła…”

       Po cyklu prac związanych z „Fototeką”, opartych na opozycji pomiędzy abstrakcją a figuracją,  Korczowski powraca do realizacji wielkoformatowych i czysto malarskich.   Z obrazów artysty znikają trójkąty, krzyże, znaki, a może raczej „zostały pochłonięte przez spirale roślinne, pokryte liśćmi drzewa życia udręczonego”.

Dochodzi do przebudzenia zmysłów, odbiorca owych obrazów otrzymuje zaproszenie do zbierania środka splotów roślinnych, Korczowski chce odurzyć widza, który próbuje zagłębić się w warstwy obrazu, rytmizując przestrzeń żywych kolorów i gwałtownych szarpnięć. Równocześnie doświadczamy katastrofy i nostalgii, gdyż zmysłowe i świetliste kolory pomarańcze i czerwienie pokryły szarości i czernie. „Oczyszczający ogień całkowicie strawił płótna artysty. Z popiołów odradza się świat, który powoli porządkuje się na nowo.”..

       ...”Pod delikatną warstwą popiołu zaczyna pulsować nowe życie, wyłaniają się zmysłowe pączki niezliczona ilość kwiatów zamienia się w intensywną kolorową malarską masę .”Nadzieja nie znikła. Popychany, potrącany, nowy porządek w stadium powstawania ma ochotę się pojawić.” (M. Carbonnet, Zmysłowość roślinna, )

Bogdan Korczowski mówi o czasie , który mija a intensywna zmysłowość zawarta w rodzących się pączkach sygnalizuje nadzieje na nowe życie - „To jest wiosna!” Spod szarej magmy przedziera się światło. Bogdan Korczowski nie może oprzeć się erotyzacji relacji między czasem a przestrzenią, mówiąc w związku z nimi o „abstrakcyjnych miłościach”, ukazując czas w nieskończonym poszukiwaniu „ kwiata zwycięzcy” „Przypływ i odpływ, wdech i wydech... w obrazy Korczowskiego wchodzi się przez graficzną drogę rodną, która odkrywa się poprzez łączące się ogrody... czerwone, pomarańczowe, żółte... namiętne i obfite. Jego pąki, on chce nam je dać dotknąć, pomacać. W ten sposób, jako pojedynczy widzowie, zgodnie z intensywnością siatkówki oka, powodujemy zmiany w tym ogrodzie Edenu, ożywionym przez nasze własne pragnienia! Spacer inicjujący...”Tam, gdzie jest tylko ład i piękno. Luksus, spokój, i rozkosz”.” (M. Carbonnet, Zmysłowość roślinna, )

       Mimo ogólnej tendencji sztuki współczesnej do eksperymentowania nowych technik, Korczowski pozostaje od początku wierny najbardziej tradycyjnej materii - malarstwu olejnemu. Jego twórczość jest oparta na głębokiej analizie malarskiej w szerokim znaczeniu pojęcia „malarstwo” -nawet jako instalacja.Jego sztuka nie pozostawia nikogo obojętnym, przyciąga wzrok jak magnes, hipnotyzuje, zaprasza do podróży w królestwo kolorów i tajemniczych znaków, do fascynującej drogi w nieznane.

                  Zakończę tę pracę wypowiedzią Tadeusza Kantora, mistrza duchowego Korczowskiego: „Sztuka dzisiejsza, jak życie, wciągnięta jest w sens, którego nigdy do końca nie znamy. Obserwujemy jego ruch, którym do pewnego stopnia możemy racjonalnie kierować. Ten ruch, działanie, sztuka dzisiejsza stara się - nie zapisać - stara się być jego wynikiem. Tu już nie ma mowy o jakiejkolwiek imitacji, imitacji przedmiotu czy imitacji wyimaginowanej rzeczywistości. Obraz staje się samą twórczością i manifestacja życia, jego przedłużeniem. "

Piotr Zaporowicz

powrot do home page